Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 7 lipca 2015

Kim oni tak właściwie są?

To miała być prosta, nieskomplikowana akcja, ale jak zwykle coś musiało pójść nie tak. Zaczęło się jak zawsze. Małe miasteczko, w którym ludzie zaczęli znikać w dziwny sposób, wszystkie zwierzęta z lasów uciekły, bydło i trzoda chlewna masowo zdychały. Jednym słowem DEMON. Clave jak zwykle nie zainteresowało się tak błahą sprawą, więc robotę przejęli Pogromcy.
 - Ile można czekać? - zapytał kelnerkę, młody, wysoki chłopak. Miał czarne włosy i niebieskie oczy. Nosił dziwny, skórzany strój. Składał się on z czarnych spodni włożonych do wysokich, okutych metalowymi blaszkami butów, ciemnej termoaktywnej koszulki, czarnej, nabijanej ćwiekami skórzanej kurtki i rękawiczek bez palców, też okutych metalem.
 - Jeszcze pięć minut - odparła kelnerka.
 - David, nie wściekaj się - odparł Paul, towarzysz chłopaka. Był podobnego wzrostu i postury, lecz o jasnych oczy i blond włosach. Miał taki sam strój jak David.
 - Nienawidzę takich spelun.
 - Wiemy - ucięła krótko młoda dziewczyna, siedząca z chłopakami. Ona też miała taki sam strój. Długie włosy miała spięte w koński ogon. - Nie tylko ciebie wkurza to czekanie. Więc wrzuć na luz i nie wyżywaj się na bogu ducha winnej kelnerce.
 - Przepraszam, Jen - odparł zawstydzony David. Jennifer zawsze wiedziała, co powiedzieć, by uspokoić Davida.
 - Proszę. Oto zamówienie - powiedziała kelnerka, kładąc przed nimi trzy porcje hamburgerów z frytkami. 
W tym momencie do baru weszła grupka około siedmiu wysokich i umięśnionych facetów. Od razu było widać kim są.
 - Wilkołaki - mruknął Paul.
 - Pewnie chcą powiększyć terytorium, po tym jak tutejsze stado zostało wyrżnięte w pień przez te demony.
 - Nie ma co do tego wątpliwości - stwierdziła Jen i wyjęła z kieszeni lśniące urządzenie podobne do smartfona. Spojrzała na ekran i rzuciła chłopakom porozumiewawcze spojrzenie. 
Wszyscy uśmiechnęli się w duchu. Ponad dwa tygodnie siedzieli w tej zatęchłej dziurze o nazwie Long Road i nic. Te cholery umiały się dobrze ukrywać. Lecz teraz sygnał ich energii był dostatecznie silny, by ich namierzyć. Gdy zmierzali do wyjścia, drogę zastąpił im alfa stada. 
 - A co takie dzieci robią w tak niebezpiecznym miejscu jak to, bez ochrony? - spytał z paskudnym uśmiechem największy z wilkołaków.
 - Tak się składa, że nie potrzebujemy niczyjej ochrony - powiedział spokojnie David i spróbował wyminąć dryblasa. - Więc proszę zostawić nas w spokoju. -Dryblas jednak nie spełnił prośby i złapał Davida z ramię.
 - Nie tak szybko, teraz my rządzimy w tym mieście. Znaczy to, że jeśli zaraz nam nie zapłacicie za ochronę to... - urwał, gdy David złapał go za nadgarstek i ścisnął z taką siłą, że o mało co nie połamał mu ręki. Następnie wykręcił kończynę przeciwnika tak, że ten musiał się odwrócić plecami, a David kopnął go w kość ogonową. Wilkołak przeleciał przez całe pomieszczenie i zatrzymał się na barze. Gdy wilkołak próbował się podnieść, David pojawił się tuż koło niego i wymierzył w lewy sierpowy prosto w szczękę, a następnie drugim uderzeniem powalił go na ziemię i przycisnął do niej butem. Nachylił się i syknął do niego.
 - Następnym razem lepiej dokładnie przemyśl sobie do kogo startujesz, wilczku. - zdjął nogę z piersi przeciwnika i razem z resztą towarzyszy ruszył do drzwi. Pozostałe wilkołaki były zbyt oszołomione nagłą porażką swego alfy, by ich zatrzymywać. 
Gdy Pogromcy wyszli w chłodną deszczową noc i zdjęli zaklęcia maskujące ze swych broni. Na plecach Davida pojawiła się pochwa z mieczem, Paul poprawił wielką kosę na plecach, a przy pasku Jennifer pojawiły się dwa sztylety. Zeszli na mały parking do dużego Jeepa i wyjęli z niego pasy z bronią. Na każdym wisiały pistolety, noże do rzucania i parę dziwnych granatów. David wziął jeszcze jeden pistolet i dwa Składaki, czyli coś w kształcie małych krzyży, które zmieniały się w krótkie miecze. Gdy zabrali potrzebny sprzęt ruszyli do miejsca, które pokazywał Wykrywacz. 
Weszli na rynek miasta i wtedy go zobaczyli. Zakapturzona postać w długim płaszczu do ziemi. Zachowywała się tak, jakby w ogóle nie widziała trójki młodych Pogromców. Szła sobie spokojnie w kierunku wzgórza, na którym stał stary opustoszały kościół, w którym kiedyś kleryk podobno zgwałcił i zamordował kilka swoich parafianek. Cała trójka ruszyła cicho za zakapturzoną postacią. Szli w dość dużej odległości od niej. Lecz w razie czego mogli pokonać ją jednym susem. Co to jest 200 metrów dla Pogromcy? Zakapturzona postać przystanęła i jakby czegoś nasłuchiwała. David zauważył lekki ruch w jednym z zaułków. Normalny człowiek by tego nie dostrzegł. Lecz oni nie mało już mieli wspólnego z ludźmi. Już wcześniej zmienili swe ludzkie zmysły na wyostrzone należące do Starożytnych.
Demon też to zauważył i zerwał się do biegu. Cień wyskoczył z uliczki i ruszył w pogoń za nim. Pogromcy też pobiegli.
- Co tu, do cholery, robi Nocny? - spytał Paul. - Przecież to nasza sprawa.
- Skąd mamy to wiedzieć? Nie jesteśmy jasnowidzami - skomentowała Jennifer.
Demon był szybki, Nocny Łowca miał wyraźną trudność z dotrzymaniem mu kroku, a pozostała trójka biegła sobie spokojnie jakby był to poranny jogging. Gdyby chcieli, bez problemu dopadli by demona. Ich plan był jednak inny, chcieli śledzić demona, by ten doprowadził ich do reszty.
Nagle demon skręcił gwałtownie w ciemny zaułek. Nocny Łowca wpadł za nim lecz zanim któryś z Pogromców dotarł do wylotu uliczki, wyskoczył z niej olbrzymi ciemny kształt. Wzbił wokół siebie tumany kurzu, rozwinął potężne, błoniaste skrzydła i odleciał, zanim David lub któryś z pozostałych zdążył chwycić za broń. Paul zaklął siarczyście, gdy zobaczył, co demon trzyma w szponach.
- Z tymi Nocnymi jak zwykle jest więcej kłopotu niż pożytku - skwitowała Jen.
Demon zrobił duże koło w powietrzu i poleciał do kościoła na wzgórzu. Cała trójka ruszyła za nim biegiem. Gdy dotarli na miejsce po demonie nie było śladu, nie licząc roztrzaskanych drzwi frontowych. Pogromcy dobyli broni i wkroczyli do ciemnego wnętrza starej świątyni.
Wszystko w środku było zniszczone i zdewastowane. Ławki połamane, ściany całe w graffiti, niegdyś piękny drewniany krzyż leżał porąbany na środku głównej nawy.
- Gdzie jesteście pomioty? - rzucił w eter Paul.
- Są gdzieś pod ziemią - odparł David.
- Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać twoja zdolność do wykrywania i lokalizowania tych cholerstw.
- Pobyłbyś w piekle tyle co ja, to też umiałbyś je tak lokalizować.
Podeszli do miejsca gdzie powinien być ołtarz i zobaczyli schody prowadzące w dół. Zeszli po nich ostrożnie i trafili do czegoś w rodzaju wielkich piwnic lub lochów. W kazamatach było tak ciemno, że nawet ich oczy Starożytnych miały problem z zobaczeniem wszystkich szczegółów. Ruszyli dalej gotowi do walki. Z czasem jak zagłębiali się w ciemne korytarze zaczęli słyszeć dziwne dźwięki dochodzące z trzech różnych korytarzy.
- Trzeba będzie się rozdzielić - stwierdził David. - Jen weź prawy korytarz, Paul idź lewym. Ja pójdę prosto.
Oboje się zgodzili i każde z nich ruszyło w swoim kierunku. 
Po jakieś chwili David wyszedł do dużego pomieszczenia. Komnata była pełna czegoś, co z wyglądu przypominało wielkie jaja i kokony.
- Przyjście tu samemu było wielkim błędem - rozległ się chrapliwy głos i nagle na środku pomieszczenia pojawił się olbrzymi demon. Wyglądał jak połączenie szerszenia i modliszki. Od razu ruszył na Davida. Pogromca bez problemu uniknął ciosu szponiastej łapy i szybkim cięciem odrąbał ją powyżej łokcia. Demon zaryczał wściekle i zaczął machać wielkimi skrzydłami. David wyjął pistolet i strzelił parę razy w każde ze skrzydeł. Pomiot piekielny zwalił się ciężko na ziemię. Pogromca w mgnieniu oka znalazł się na nim i przyłożył mu mu klingę do gardła.
- Możesz mnie zabić - wysyczał demon. - Ale nie powstrzymasz naszych panów. Oni przybędą i spalą ten świat.
- Co to ma znaczyć? Mów! - krzyknął David, lecz stwór zaczął się śmiać. Nagle jego ciało zaczęło się palić. Pogromca szybko zeskoczył z przeciwnika, a płomienie pokryły całego demona. Śmiech zmienił się w ryk bólu i po chwili zapadła cisza. Płomienie opadły, a po bestii nie było śladu. David wyczarował kulę ognia i cisnął nią w kokony. Komnata wypełniła się paskudnym zapachem. Pogromca ruszył dalej.
W końcu dotarł do głównej komnaty. Po drodze natknął się na wiele podobnych miejsc pełnych kokonów i parę małych demonów. Lecz teraz stał przed nim potężny przeciwnik z wielkimi skrzydłami jak u nietoperza. Demon trzymał za gardło Nocnego łowcę, a raczej Nocną Łowczynię.
- Miło, że przyszedłeś, Nefelarze - powiedział Demon i odwrócił się przodem do Davida.
- Puść ją! Natychmiast! - krzyknął Pogromca.
- Jak sobie życzysz - odparł Pomiot i rzucił łowczynią o ścianę. Ta wydała z siebie głośny jęk i zwinęła się w kłębek.
Demon rzucił się na Pogromcę, lecz ten wykonał unik. David zauważył, że styl walki tego demona jest bardzo podobny do stylu tamtego poprzedniego. Pogromca odskoczył do tyłu, by zwiększyć dystans, wziął duży zamach i cisnął swym mieczem w przeciwnika. Klinga wbiła się w ramię wroga aż po jelec. Siła ciosu odrzuciła demona tak, że musiał odwrócić się plecami, by nie upaść. Pogromca wykorzystał moment, rozłożył Składaki i wskoczył demonowi na plecy. Trzymanymi w obu rękach mieczami odrąbał przeciwnikowi skrzydła. Czarna krew trysnęła fontanną na podłogę i ściany. Miecze Pogromcy zaczęły się topić. Demon zaryczał z wściekłością i starał się złapać Davida wielką szponiastą ręką, lecz on fikołkiem przeskoczył przez niego, łapiąc w locie rękojeść miecza i wyrwał go z ciała wroga. Pomiot zamachnął się zdrową ręką, lecz nagle wbił się w nią lśniący seraficki sztylet. Demon spojrzał wściekle na Nocną Łowczynię, która stała niepewnie na nogach, ściskając w rękach kolejny sztylet. Wysłannik piekła znalazł się w ułamku sekundy przy niej i już miał zadać potężny cios, ale pomiędzy nim a Nefilim pojawił się David. Pogromca zablokował cios przeciwnika płazem miecza. Cios był tak silny, że Nocna poczuła uderzenie fali powietrza, a mimo to jej obrońca nawet się nie zachwiał. Demon zaryczał i zaczął coraz silniej napierać na miecz Davida, jednak to nic nie dawało. Nagle powietrze wokół Pogromcy zaczęło gęstnieć od mocy. Spojrzał prosto w oczy demona i ujrzał w nich niedowierzanie zmieszane ze strachem. Nefilim też to zobaczyła i nie wierzyła w to, co widzi. David jednym szybkim ruchem odrzucił przeciwnika do tyłu. Następnie wykonał piruet i ciął skośnie od góry przez pierś wroga. Ten padł na kolna, a Pogromca drugim szybkim cięciem dekapitował go. Głowa wroga przeleciała wielkim łukiem przez komnatę i upadła u stóp Jennifer, która właśnie weszła do komnaty. Tuż za nią wszedł Paul. 
Ciało demona już zniknęło, lecz jego głowa zajęła się dziwnym niebieskim ogniem. Gdy płomienie zgasły, odsłoniły gołą rogatą czaszkę.
- No to po robocie - skomentował Paul, widząc jak jego towarzysz wyciera miecz z krwi i chowa go do pochwy.
- Ki-kim wy je-jesteście? - wyjąkała w końcu Nocna Łowczyni.
- Kimś, komu nie powinnaś wchodzić w paradę - burknął Paul, rzucając Davidowi łeb demona. Paul nigdy nie przepadał za Nefilim, ale nikt nie wiedział dlaczego. - To co, zbieramy się?
- Nie możemy jej tu zostawić - powiedziała Jen. - Inne demony będą na nią polować.
- Jest Nocną Łowczynią. Poradzi sobie - upierał się Paul.
- Jen ma rację - powiedział nagle David. - Naszym obowiązkiem jest chronić przed demonami każdego nieważne, Przyziemny, Podziemny czy Nocny.
- Jak się nazywasz? - spytała Nocną Jen.
Ona cofnęła się, gdy zobaczyła oczy Jen. Tak niepodobne do ludzkich, z pionowymi źrenicami i świecące w ciemnościach.
- Annabel De Vris - odparła z dystansem.
- Miło poznać. Jestem Jennifer Gardner. Dla przyjaciół Jen.
- David Blackfire.
- Paul Mayer.
- Nie wiedziałam, że inni Nocni łowcy też tu będą - odparła Annabel.
- Nie jesteśmy Nefilim - odparł David.
- Przecież ten demon nazwał cię Nefilim - zdziwiła się Nocna łowczyni.
- Nie Nefilim lecz Nefeler. Znaczna różnica.
- To kim wy jesteście?
- To nie jest najlepsze miejsce na wyjaśnienia - powiedziała Jen. - Jeśli się zgodzisz wyjdziemy stąd, a potem wszystko ci wyjaśnimy.
- Nie ma sprawy - odparła Annabel - Prowadźcie.
- Mówił ci ktoś, że jesteś zbyt ufna? - spytał David, zdziwiony jej tak szybką zgodą.
- Nie jestem ufna. Od dziecka potrafię rozpoznać kto jakim jest człowiekiem, po kilku chwilach przebywania z nim w jednym pomieszczeniu, nawet nie musimy rozmawiać. Gdybyście byli źli, od razu bym to wiedziała.
- Możemy wreszcie stąd wyjść? - zdenerwował się Paul.
Cała czwórka wyszła jak najprędzej z katakumb kościoła i zaczęli schodzić do miasta, wyjaśniając wszystkie ważne kwestie.
- Czyli jeśli dobrze rozumiem jesteście tymi legendarnymi Pogromcami? - dopytywała się Annabel. - Potomkami potężnych istot zwanych Starożytnymi. Jesteście szybsi od wilkołaków, silniejsi od wampirów, korzystacie z magii, wasza zdolność regeneracji przewyższa nawet demony i anioły, a waszym celem tak jak Nefilim jest polować na demony?
- Dokładnie. Nimi właśnie jesteśmy - odparł David.

<<<&>>>
Udało się w końcu zmęczyć pierwszy rozdział.
Będę starał się by kolejne były w miarę regularnie.
Dzięki z komentarze i  zachęcam do śledzenia tego bloga.
Pozdrawiam,
Zwierzak